niedziela, 3 stycznia 2016

YOLO, ale krótko #2 - czyli Sylwester nie do końca autostopowy.

Jak miał wyglądać mój Sylwester i świętowanie Nowego Roku możesz przeczytać tutaj.
A jak wyglądał? Zdecydowanie inaczej. Odezwał się we mnie zdrowy rozsądek mniej więcej w momencie, gdy temperatura spadła do -5 stopni. O ile stopowanie w tej temperaturze nie sprawia większego problemu, o tyle spędzenie nocy na zewnątrz już tak. Wczorajszej nocy było już -15, co dość realnie może skończyć się zamarznięciem.

Zmiana planów


Jednak łatwiejsza była by dla mnie chyba ta noc w mrozie niż podjęcie decyzji o dużej zmianie w planach. Dwa dni męczyłam siebie i znajomą wątpliwościami. Główny konflikt przebiegał na linii: rozsądek - upór. 
Czyżby wiec wszystkie te zapewnienia "i ty możesz wyruszyć" nie miały prawa bytu
w starciu z zimną logiką? Otóż nie. Nie byłabym sobą, gdybym poddała się całkowicie. 

Kierunek - zachód

Pierwotny kurs został zachowany, nawet trasa przebiegała tak samo jak w planach, była po prostu ponad połowę krótsza. Zamiast tysiąca kilometrów, było 440, z Rzeszowa
do Wrocławia. 

Zaczęłam dość późno, bo na rzeszowskiej wylotówce na Kraków stanęłam tuż przed 10. Jak nigdy, ciepło ubrana (rozsądek 1:0) i z kartonem w ręce.



Pierwszy kierowca zatrzymał się po niedługiej chwili i zabrał mnie na A4 do zjazdu
na Dębicę. Ale najważniejsze, że wydostałam się na autostradę.

Aż do Krakowa przemiły pan w ciągniku karmił mnie cukierkami, a czekając na podwózkę dalej widziałam samolot startujący z Balic tuż nad moją głową.

Kierowca dostawczaka, z którym jechałam do Gliwic uparcie próbował mnie przekonać,
że stopowanie samej to słaby pomysł, że ludzie różni, jemu też się nigdzie nie spieszy
i gdyby chciał... itd. Ale finalnie zaproponował mi zrobienie tatuażu w salonie u kumpla jak kiedyś będę w Gliwicach na dłużej i dał dwie fajki "na potem".

Ostatni odcinek pokonałam ze średnią prędkością 180 km/h, co nieco mnie przerażało. Próbowałam sobie tłumaczyć, ze skoro ktoś tak jeździ, to znaczy, że umie tak jeździć
po prostu. Na szczęście się to sprawdziło. 

Byłam na Sylwestrze z Dwójką, zanim widziałeś go w telewizji.

Nie cieszy mnie to jakoś szczególnie. Będąc szczerą - to był jeden z powodów nie zostania we Wrocławiu do Sylwestra. Rynek i Stare Miasto są piękne. Gotyckie budowle, większość nie zniszczona przez wojnę, zabytki i ciekawi ludzie.

Jeden z przykładów wrocławskiego gotyku - kościół dominikanów na Placu dominikańskim. Zdjęcie ze strony dominikanie.pl (byłam tam tak późno, że niestety nie dałam rady zrobić zdjęcia, na którym cokolwiek byłoby widać).

Ale... ile można słuchać Marylki i gwiazd jej pokroju, które nie wiedzą kiedy ze sceny zejść, gdy nawet słuchawki i muzyka na full niewiele pomagają? Próby do koncertu działały jak magnes (niestety o tym samym biegunie co mój wewnętrzny magnes skierowany w ich stronę). Dzięki temu zobaczyłam dalsze części starówki, ale i podjęłam decyzję o powrocie (naprawdę zaczynało się robić zimno).

Dlaczego "nie do końca autostopowy"?

To proste - bo do Rzeszowa wróciłam pociągiem. I tak jak na stopa pokonałam tę trasę w 4,5 godziny, tak pociągiem zamiast w 7,5 zrobiłam ją w 11. Nie wiem jaki komunikat PKP ucieszył Cię w życiu najbardziej, ale u mnie zdecydowanie wygrywa ten:


Niech mi ktoś wytłumaczy sformułowanie "planowane opóźnienie"...

I żeby zaspokoić Twoją ciekawość powiem, ze owszem, uległo zmianie, finalnie sięgając niemal czterech godzin.

Samego Sylwestra spędziłam na domówce z przyjaciółmi. Wyjazd po odespaniu uważam za udany, a do Wrocławia wrócę, gdy będzie cieplej, a na Rynku nie będzie zbędnych atrakcji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz