Czy da się podjąć decyzję o podróży i po prostu wyjechać?
Pewnie tak. Kuzyna ciotki bratowej syn tak zrobił, po maturze, albo przed. W
każdym razie każdy słyszał kiedyś taką historię. Pytanie jest zgoła inne. Czy
JA mogę wyjechać? Czy TY możesz to zrobić? Odpowiedź jest oczywista – no jasne,
jasne, jakbym chciał, to (…), ale… I tu następuje litania, którą rozpoczyna
praca w parze ze studiami, a kończy strach rodziców i dziadków, którzy przecież
z tego strachu umrą co najmniej.
W natłoku rzeczy zawalających się na głowę, w ogromnym
pędzie i braku czasu postanowiłam – jadę. Czas ku temu idealny, przerwa świąteczna
trwa do 3go stycznia, więc nie działa wymówka „studia” i „obowiązki”. No
dobrze, obowiązki są, ale jestem w stanie się z nimi uporać w czasie Świąt.
Kolejnym pytaniem jest „dokąd?”. Pierwotną wersją było morze
– ogólnie pojęte. Wyewoluowało w Amsterdam, bo przecież „do Amsterdamu zawinąć
choć raz”, stanęło na Hannoverze. Dla co bardziej opornych geograficznie
wrzucam mapkę.
W planie – pojechać, zrobić zdjęcie, wysłać 4 pocztówki i
wrócić. Zapomniałabym – główny punkt programu – wypić w Sylwestra wino pod
gwiazdami. Tym razem legalnie, bo Niemcy nie mają problemu z piciem w plenerze.
Zły pomysł bo sama? Wcale nie. Zabiją mnie? Ukradną?
Sprzedadzą na części? Równie dobrze mogą to zrobić, gdy wyjdę rano po bułki (no
ok, nigdy nie chodzę rano po bułki). Ci paraliżujący wszystkie co bardziej
niestandardowe działania „oni”. Kim są? Nie wiadomo, ja wiedzieć nie chcę. Definicja
„ich” oscyluje pomiędzy maniakalnymi mordercami a psychopatycznymi
gwałcicielami. Nie zachęca do kontaktu z tą grupą społeczną (a może
socjopatyczną) i skutecznie blokuje część pomysłów, na przykład ten ze spaniem
w parku.
Dlaczego więc ryzykować spotkanie „ich” czy to za granicą, czy podczas
stopowania albo spania na dworcu? Bo to absolutnie wszystko jedno! Jak
nie jesteś debilem i nie narażasz się niepotrzebnie – „oni” Ci nie straszni. A
jak jesteś debilem to cóż, sam stanowisz dla siebie większe zagrożenie.
Ja w każdym razie pakuję plecak i już za kilka dni pojawiam
się na wylotówce.
Samotna podróż (choćby i krótka) – raj introwertyka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz