poniedziałek, 12 października 2015

W oczekiwaniu na...

Są takie rzeczy, na które zawsze czekam bardzo mocno i, niestety, zwykle długo. Są też takie, na które raz czekam, a innym razem stają się niemal obojętne. Nie mówiąc nawet o takich, które zawsze mam gdzieś. Cóż, takie życie.

Jako dziecko umiałam czekać, nie musiałam otrzymywać efektów swoich działań od razu, na już. Nawet cukierki umiałam odłożyć na później. Trochę mi tego zostało. Pytanie tylko, co z tego i czemu właściwie o tym piszę?


Dzisiaj jest poniedziałek, w ubiegły czwartek wysłałam list. Po prześledzeniu całej drogi, którą musiał odbyć doszłam do wniosku – już powinien dotrzeć na miejsce! I tu pojawia się jakże nurtujące pytanie, czy dotarł? A może coś pochrzaniłam w adresie? A może stał się jednym z tych listów widmo, które do adresata dotrą za 30 lat zagubione w czeluściach Poczty Polskiej…? (Nie pociesza mnie wcale wizja krótkiej zajawki na ten temat na końcu wieczornych wiadomości i kilku ckliwych demotów.)

I tak jak mogę na większość rzeczy czekać w nieskończoność i nawet mnie to szczególnie nie boli, tak czekać na listowną odpowiedź wprost uwielbiam – przez pierwszy tydzień. Nie masz pojęcia jak bardzo można zaangażować się w czekanie na coś. Codzienne sprawdzanie skrzynki na listy gdy wychodzę na uczelnię, gdy wracam (bo a nuż listonosz był w ciągu dnia), gdy wychodzę z psem na spacer (bo może przeoczyłam) albo gdy wracam po wieczorze w barze z kolegami (bo w sumie nie wiadomo co, ale sprawdzić trzeba – BO TAK). Trochę to zakrawa na paranoję.

Z drugiej strony nie zapytam przecież czy list już dotarł. Pytasz dlaczego? Bo jeśli doszedł to jeszcze spoko, chociaż narzucam się wtedy adresatowi a tego nie lubię. A jeżeli nie, są dwie możliwości – albo przyjdzie za niedługi czas, albo nie przyjdzie wcale. Zapytać o to, czy już jest, w pierwszym przypadku jest absolutnym zniszczeniem tej drugiej osobie jej czasu oczekiwania, albo co gorsza zniszczeniem niespodzianki. Nie każdy przecież spodziewa się w skrzynce na listy czegoś innego niż ulotek, rachunków i spamu wyborczego. Druga sytuacja jest bardziej problematyczna. Gdy oczekiwanie na odpowiedź niebezpiecznie się przedłuża, można dojść do wniosku, że list zaginął. Wtedy wypada napisać kolejny. Ale co w razie zwykłego opóźnienia albo zapomnienia przez drugą osobę o liście? Kolejna niezręczna sytuacja, a ich staram się unikać.


Cóż więc robić czekając? No to już zależy od osobistych preferencji. Ja wybieram dzisiaj naukę (bo trzeba) i trochę pracy (bo za coś te listy trzeba wysyłać). A później, gdy już nie będę mogła usiedzieć w miejscu i całą siłą woli będę powstrzymywać się przed napisaniem wiadomości na twarzoksiążce, siądę do tego co lubię – napiszę kolejny list do następnej osoby z mojej „listy listów”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz